„Sama pani przeczyta, bo ja to tak nie czytam” – mówi mi pan Andrzej, gdy pytam o lekturę czytaną aktualnie na zajęciach Klubu Książki dla Panów. Siedzący obok drugi pan kiwa ze zrozumieniem głową. Jesteśmy w kuchni, pijemy herbatę. Rozmawiamy, śmiejemy się. Po chwili dosiada się jeszcze drugi pan Andrzej i wesolutko zagaduje: „Co teraz na tapecie? Serce, wątroba bez zmian?”. Zacne grono – trzech starszych panów, herbatka i miła pogawędka. Zwyczajnie, a jednak szczególnie.
Pomyśleć można: siedzą, rozmawiają, cóż dziwnego? A jednak jest to bardzo wyjątkowe grono rozmówców. Łączy ich fakt, iż każdy z tych panów ma afazję. Jeden wymówi płynnie kilka zdań, inny potknie się po paru słowach, a do tego ktoś powie coś w dziwny sposób lub tak jakby zupełnie nie rozumiał, o co chodzi. „To taka gra w chojraka” – kwituje jeden z moich rozmówców. Polega ona na tym, kiedy się wyda, że jest jakiś problem z wysłowieniem się. „Przecież nie powiesz: «Jestem Kazik i źle mówię», bo wtedy to już koniec, wtedy mówią jak do pijaka czy wariata”. A jak zgodnie potwierdzają wszyscy – człowiek chce żyć, tak po prostu, anonimowo. „Przecież nie gadasz, ile masz na koncie, to to też ciiiiicho i koniec, no!”
Wszyscy pragną zwyczajności, normalności. Jedni noszą soczewki, inni tylko modne ciuchy, jeszcze inni farbują włosy, żeby nie być rudymi. Każdy ma swój sposób na bycie incognito w tłumie pieszych, w kolejce do kasy czy podczas podróży autobusem. I wszystko gra, dopóki nie nadchodzi czas konfrontacji z rzeczywistością. A to cena nie ta, co na półce była. A to ktoś nas zagada na ulicy lub po prostu trzeba załatwić coś nawet tak banalnego jak kupno ciekawej gazety o tematyce turystycznej. „Czasem się nie da. I wtedy ciach i koniec, no koniec” – zauważa jeden z moich rozmówców.
Pod wpływem stresu, nieoczekiwanej zmiany planów wypadasz z roli i zwyczajnie „słowa mi pouciekały, a w głowie pustka i myśl: „Wiem, wiem, ale jak to powiedzieć?”.
„Najgorzej zacząć” w końcu „ludzie to takie są, wiedzą swoje” i potem wychodzi, że ktoś pijany czy nienormalny. Skrzyczą, krzywo patrzą… „To ja jej mówię, proszę się tak nie gapić. Ja mam afazję. Po udarze, no” – wspomina pani Lidka. Zauważa jednak tak samo jak i inni, że czasem i to zdanie trudno wypowiedzieć. W ułamku sekundy ginie anonimowość, a afazja wychodzi na wierzch niemal tak, jakby człowiek zmienił się w kosmitę. A przecież wystarczy życzliwa cierpliwość, dobre słowo. Liczba udarów w Polsce i na świecie rośnie z roku na rok. A przy tym postęp technologii „i nic, nogi zdrowe, to ta mowa to lipa” – dodaje zrezygnowany pan Z.
Dziś jednak wszystko jest na czas, w pośpiechu i kto liczy słowa, kto na nie zważa? Nie zauważamy, nie chcemy zobaczyć osób z realnymi trudnościami w mówieniu, bo nie są kulawe, nie jeżdżą na wózku. Udar ma wiele twarzy, a jedną z nich jest afazja. Na co dzień człowiek „gra w chojraka, bo czasem się uda gładko powiedzieć”, gorzej potknąć się o jedno słowo. Wtedy opada maska i zwyczajny starszy pan staje się menelem lub kosmitą. A wystarczyłoby po prostu być otwartym, serdecznym i ciekawym tego, co ma nam do powiedzenia drugi człowiek. Chciałoby się nawet powiedzieć, że czas uczyć się słuchać ludzi, bo tak prędko przechodzą.