/

Granice troskliwości

Po każdym urazie mózgu, udarze, wypadku czy pęknięciu tętniaka osoba, która tego doznała, odczuwa strach, obawy. Co będzie dalej? Jak będzie? Smutne myśli osaczają chorego, a do tego pętla stworzona z troskliwości rodziny i znajomych zaciska się na gardle. Wtedy nie ma dokąd uciec.

„Niech oni mi dadzą święty spokój!” – te słowa nie raz i nie dwa słyszałam na salach oddziałów neurologicznych. Panie i panowie, młodsi i starsi, każdy ma po prostu czasami dość. A uciec? Dokąd? Człowiek gada, jak gada, kuśtyka ledwo co, nie wie co, jak, gdzie i jak ma dać dyla. Tak w skrócie można by opisać rozważania chorych, których przytłacza opiekuńcza ręka dobrych chęci.

„Gadali mi ciągle, będzie dobrze, będzie dobrze, a co one wiedzą? Co?” – żali mi się pani Jadzia, która ma afazję i trzy udary na koncie. Jak sama mówi, ona po prostu chce żyć. A to, jak będzie i czy będzie, pokaże los, czas, Bóg – kto w co wierzy. A o tym gadaniu, głaskaniu słyszę dość dużo i to nie tylko na oddziale, ale i już wiele miesięcy czy nawet lat później. Pani Ula wielokrotnie opowiadała mi, jak to zabrania się jej płakać. „Czuć nie mam i tyle… Uspokój się, weź leki” – to taki magiczny klucz do tego, aby było dobrze. Dodać tu trzeba jeszcze i takie przypadki, gdy dyskusji żadnej nie ma i w innych kwestiach, od jedzenia zaczynając, a na doborze ubrania kończąc. Pani Ela skarży się, że nie jest jej zimno, a siostra ciągle każe wkładać sweter i pić herbatę z miodem, której nie znosi.

„Będzie dobrze, będzie, jak nas posłuchacie, jak dacie nam przestrzeń” – tak w kilku słowach można by spisać receptę na to życie po uszkodzeniu mózgu. Wysłuchać, porozmawiać, wczuć się w sytuację, nie wyręczać, okazać cierpliwość i pytać, czego się potrzebuje, zamiast wciskać kaszkę mannę, której ktoś nie znosi.

„Jak będzie?” – pytam moich rozmówców. „Jakie cele, nadzieje?” Każdy ma swoją receptę na przyszłość. Tak, tak, osoba chora może mieć plany! Może, a wręcz powinna! „Źle mówię, ale swoje wiem” – kwituje pan Andrzej, a słowa te mogłyby być drogowskazem dla niejednej nadopiekuńczej rodziny.

Przyszłość zaś to nadzieja, bo pamięć coraz lepsza. Poczucie, że odniosło się sukces, bo dogadać się łatwiej, ale też pogodzenie się z losem, sprzedanie auta i jazda autobusem. Jedni cieszą się wyjściem z domu, a inni samodzielnie zrobioną herbatą, nalaną zupą czy zakupami. Ktoś się ucieszył, bo mimo że ma afazję, udało mu się zagadać znajomego na ulicy. Każdy ma swoje „dobrze” i swoje „lepiej”.

Zapracowali na to sami. Buntując się przeciwko zagłaskiwaniu, stawiając sobie wyzwania, cele. Żaden z moich rozmówców nic nie planował, wyszło w praniu. Większość osób, z którymi zamieniłam kilka słów, mniej lub bardziej otwarcie wspomina, że wiele zawdzięcza rodzinie i że ta jest dla nich ważna. Podkreślają jednak i to, że są dorośli i chcą dalej żyć na tyle samodzielnie, na ile to możliwe.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Magdalena Kokot
Magdalena Kokot
Neurologopeda, psycholog, tyflopedagog, absolwentka Logopedii ze specjalnością neurologopedia na Uniwersytecie Gdańskim, psychologię ukończyła na Uniwersytecie SWPS. Od 2012 roku neurologopeda w Szpitalu św. Wincentego a Paulo części Szpitali Pomorskich w Gdyni.